To była świadoma decyzja: BIERZEMY KOTA DO DOMU! Od dnia 28.07.2011r życie nie jest już takie jak dawniej : dzięki Kitce kocham koty, uwielbiam fotografować koty, mogę mówić o kotach godzinami ... też tak masz? Witaj w klubie... w klubie KOTOHOLIC, fotoblog o kocie! Będzie mi miło, jeśli zostawisz jakiś ślad: mail, komentarz, lajk.
Wpisy
wszystko co kocham jest na tym zdjęciu. tzn symbole tego wszystkiego:
w centralnym punkcie KOT. rzecz jasna, oczywista, co tu tłumaczyć. oraz kot na zdjęciu w gazecie, jeśli się przyjrzycie.
MISIU czyli jego bardzo lubiane czipsy kukurydziane, pilot do jego ulubionego telewizora. DZIECKO - jego kapcioszki na książce o "traktowaniu" dzieci, w tle za kotem jego krzesełko do karmienia.
oraz gazeta i herbata -symbole RELAKSU, odpoczynku.
taaa...
pamiętam, że chwilę po pstryknięciu tego foto (nieupozowanego sztucznie, kompozycja naturalna powstała w momencie zasiadania do planowego odpoczynku) zza ściany dobiegł mnie dźwięk DZIECKA. jak widać, herbata była nienapoczęta, gazeta ledwie otworzona (16 str). gazety nigdy nie doczytałam. herbatę dopiłam zimną. kota kiedyś tam pogłaskałam w biegu. misia też.
aaaa ... pisałam coś o relaksie. może kiedyś...
dziecko.
od rana do nocy dziecko. wszędzie. widać je wszędzie i słychać je wszędzie. płacze, gada swoje "titi", tupta, raczkuje, a oni ciągle tylko na nie patrzą i mu usługują. ryjek wycierają, dupkę (a jakże!), przebierają, noszą, karmią, cycem nawet ciągle... piłkę to kiedyś mi turlali i rzucali zabawki i wstążeczki... a teraz kulululu tylko do Stasia.... eeech. więcej ludzia w moim domu, a w moim życiu jednak jakby go mniej...
moja kocia ciekawość zawsze mnie pcha do nich, wylezę z najciemniejszej dziury, żeby zobaczyć dlaczego tak biegną do tego małego czlowieka, jak tylko ten mordkę rozedrze... i żal mi się małego robi, i nawet wtedy poniucham go z bliska i dam mu się dotknąć do ogona. mam nadzieję, że młody szybko nauczy się delikatności w stosunku do kociego majestatu.
tak, zaniedbałam blog. ostatnio, porównując go do mojego obecnego życia, życia z dzieckiem u boku, rosnącym, chodzącym, mówiącym... blog wydał mi się kompletną dzieciniadą.
jednakże wracam tu, gdyż zatęskniłam. i chcę opowiedzieć, jak bardzo kocham naszego kota, nadal, mimo wszystko, mimo że już nie jest "między nami" jak kiedyś.
1. oklapła świecąca dynia, tydzień po halloween.
2. czasem snuję się jak cień....
3. niechby chociaż klamka mnie pomiziała....
dziecko człapie, chowaj się, uciekaj, może za szybę, może nie zauważy...
dwa dni temu minęły 3 lata, jak mieszkamy z Kitką.
prawda jest taka że mimo iż ona ciągle fizycznie jest z nami, to często o niej zapominam, nie poświęcam jej czasu, nie pogłaszczę tyle co kiedyś. cały mój czas i moje myśli zabiera mój syn, dziś już ośmiomiesięczny.
owszem, dam jej rano śniadanie, wieczorem zmienię wodę w misce, sprzątnę kuwetę przy okazji bycia w łazience. załatwię jej opiekę na czas naszego wyjazdu. ale... to już nie jest ta sama relacja, co kiedyś. ona zdaje się rozumieć o co chodzi, lub może sobie tylko tak wmawiam, że ona wie.
dlatego też nie wzięliśmy do domu żadnego małego, ślicznego koteczka, z tych które spotkaliśmy na urlopie. cudne były, ale wiedzieliśmy oboje, że nie dalibyśmy takiemu kotku tego samego uczucia, którym obdarzyliśmy Kitkę 3 lata temu. zakochaliśmy się w całej małej puchatej trójce, ale rozsądek wziął górę.
poza tym nie chcieliśmy serwować Kitce stresu związanego z przybyciem nowego kociaka, byłoby trudno przeprowadzić prawidłowe "dokocenie", nie byłoby gdzie odizolować kotka itd itp.
gdy byłam w ciąży, kotka dała mi mnóstwo okazji by nacieszyć się jej bliskością, często kładła się kolo mnie, masowała mi biodra, ugniatała brzuch lub uda. potem nagle stop. teraz cieszy mnie każdy moment, gdy śpi z nami na łóżku, w nogach, łasi się w kuchni prosząc o chrupki lub - tak jak się zdarzyło teraz po powrocie z wakacji - położyła się nam u stóp, gdy siedzieliśmy na kanapie przed tv.
od czasu, gdy syn raczkuje, walczy z nim o pudła, oboje lubią je tak samo :)